Kreatywnie o biznesie #2: Relacja z wyprawy do Południka Zero
Zapraszamy do zapoznania się z drugim wywiadem z cyklu Kreatywnie o biznesie, w którym przedstawiamy sylwetki przedsiębiorców, naukowców i ciekawych osobistości, którzy świadomie podchodzą do zarządzania własnością intelektualną i robią to z sukcesem. Chcemy na przykładzie naszego rodzimego podwórka pokazać Wam jak efektywnie korzystać z własności intelektualnej. W tym cyklu przedstawimy Wam przykłady twórców i przedsiębiorców, którzy umiejętnie wykorzystali swój potencjał intelektualny i odnieśli sukces.
O firmie: Południk Zero jest miejscem spotkań podróżników – klubem, kawiarnią, przestrzenią na rozmaite wydarzenia, śpiew z gitarą i oglądanie zdjęć z podróży. Istnieje od 2011 roku. Mieści się w starej warszawskiej kamienicy położonej przy ul. Wilczej 25. W jednej z sal wisi wielka mapa świata, na której każdy może zostawić karteczkę ze wspomnieniem miejsca, które odwiedził. Wyposażona w białe kaflowe piece, wygodne i praktyczne meble, sporo przestrzeni, świece w butelkach. Oferuje bieszczadzkie piwo i nie tylko.
Spotkanie w Południku Zero
Kiedy przypomniałam sobie o tym miejscu, pomyślałam o japońskim autorze Haruki Murakami. W wywiadzie dla New Yorkera pt. „The Running Novelist” powiedział kiedyś, że na początku traktował pisarstwo podobnie jak klub jazzowy, który prowadził wcześniej z żoną w Tokio niedaleko stacji Sendagaya. Ujął to tak:
jeśli jedna na dziesięć osób dobrze się w klubie czuła i postanowiła wrócić, to wystarczyło. Jeśli jedna na dziesięć osób zostaje stałym klientem, biznes przetrwa. Innymi słowy, nie miało żadnego znaczenia, jeśli dziewięciu na dziesięć osób klub się nie spodobał.*
Południk Zero założyła dwójka przyjaciół: Asia Mostowska, podróżniczka, która m.in. przejechała Tybet na rowerze – samotnie i z minimalnym bagażem – i Wojtek Marzec, przewodnik wypraw do Ameryki Południowej, Afryki, Rumunii i Mongolii. Oboje mają rodziny, założona przez nich klubokawiarnia pozwala na lepsze osadzenie się w jednym miejscu, coś jak baza wypadowa na kolejne podróże.
„Najtrudniejsze było pierwsze pół roku” – mówi mi Asia Mostowska, wspominając początki kawiarni. Na stronie internetowej Południka Zero można znaleźć filmiki z pierwszych prac w kamienicy. Miejsce otworzyli w okolicach lata – okazuje się jednak, w kawiarni podróżniczej jest mały ruch w sezonie letnim, bo większość podróżników jest wtedy w rozjazdach. Takie prawidłowości wychodzą w praniu – biznesplan na nic się nie zdał, bo kiedy założyciele go rozpisywali, jeszcze o tym nie wiedzieli.
Świadomość budowania własnej marki
Bardzo wcześnie pojawił się logotyp. „Zrobiliśmy burzę mózgów. Pomyśleliśmy, że jak podróże, to kula ziemska i wędrowiec. Któregoś wieczora naszkicowałam logo, zaprzyjaźniona graficzna je trochę poprawiła i tak zostało”.
Efektem jest bardzo efektowny – i obecnie modny – logotyp okrągły, ale tworząc go założyciele myśleli tylko o spójności logo i pomysłu na kawiarnię podróżniczą. A sama nazwa kawiarni, „Południk Zero”? „Nazwa była od samego początku”.
Założyciele Południka Zero nie roszczą sobie monopolu na kawiarnie podróżnicze. „Takich kawiarni jest kilka. Ale każda jest inna. Każda ma inną atmosferę, inny pomysł” – mówi Asia. No właśnie, przecież kawiarnia przy ul. Wilczej 25 w Warszawie może być tylko jedna. Jakimi słowami można ją opisać? Niepowtarzalność, domowa atmosfera, wzajemne zaufanie. „Czasem, kiedy ruch jest zbyt duży, dzwonimy do przyjaciół, żeby nas trochę wspomogli”.
W godzinach porannych w kawiarni jest cicho, idealne miejsce na zimowy wypad na miasto z małym dzieckiem, latem też jest umiarkowanie mniejszy ruch. Dobra przestrzeń na małą imprezę weselną? „Mieliśmy trzy takie wydarzenia, w tym moje własne. To coś dla tych, którzy chcą świętować w gronie przyjaciół” – potwierdziła Asia Mostowska. Szczególnie, dodam, jeśli kogoś ulubionym trunkiem jest piwo bieszczadzkie.
Moja mała wyprawa do Południka Zero dała mi do myślenia – jako prawnicy często myślimy o działalności gospodarczej jako o wielkim intelektualnym przedsięwzięciu, w którym trzeba zgrać milion elementów i zaplanować wszystko, co da się ująć w formie umowy.
Warto jednak pamiętać, że biznes może być także procesem jak najbardziej naturalnym. Jak stwierdziła Coco Chanel, „najlepszy kolor na świecie to taki, który dobrze na tobie wygląda”.
Tak też najlepiej do tego podchodzić i nie zrażać się, jeżeli akurat w naszym przypadku planowanie tysiąca zawiłych elementów wydaje się zbędne.
***
*„If one out of ten enjoyed the place and decided to come again, that was enough. If one out of ten was a repeat customer, then the business would survive. To put it another way, it didn’t matter if nine out of ten people didn’t like the club.” http://www.newyorker.com/magazine/2008/06/09/the-running-novelist