Let’s play czyli zagrajmy w prawo autorskie
Miliony wyświetleń let’s play’ów z gry „That dragon, cancer” i tylko kilkanaście tysięcy sprzedanych kopii gry. Ta różnica przemawia do wyobraźni, a dla studia Numinous Games – autorów tej świetnie ocenianej produkcji – stała się impulsem do gorzkiej oceny „kultury let’s play”, w której to youtuberzy a nie twórcy faktycznie zarabiają na grach. Koszt i wysiłek włożony w nakręcenie filmiku, chociażby z przejścia całej produkcji jest nieproporcjonalny do kosztów jej wyprodukowania. Jednocześnie, zwłaszcza w przypadku niedługich i linearnych gier obejrzenie nagrania z rozgrywki może zastąpić wrażenia z osobistego grania.
Nie wdając się w rozważania, czy popularność filmików typu let’s play nakręca sprzedaż gier, czy ją sabotuje, zastanówmy się, co może zrobić twórca gry, który let’s play’ów sobie nie życzy.
Let’s play a prawo autorskie
Bez wątpienia poszczególne składowe gry komputerowej będą zwykle utworami w rozumieniu prawa autorskiego – silnik gry (program komputerowy), intro i outro (utwory audiowizualne), dialogi, ścieżka dźwiękowa i oprawa graficzna (szczegółowo przyjrzała się temu Ewa Fabian w tekście Let’s Play a prawo autorskie). Prawami autorskimi do tych składników może dysponować twórca, producent gry, ale również podmiot nie związany z produkcją, jak firma fonograficzna, która udzieliła producentowi licencji do wykorzystania muzyki w ścieżce dźwiękowej gry. Jednak zwykle youtuber nie korzysta ze wszystkich tych składników, składową filmu z przebiegu rozgrywki nie jest przecież sam silnik. W takim razie:
czy youtuber może korzystać z gry, niech będzie, że z samej tylko oprawy graficznej, bez zgody twórcy gry?
Let’s play copyright
Rozpowszechnianie zapisu z przebiegu rozgrywki jest rozpowszechnianiem przynajmniej warstwy wizualnej gry, a więc ten kto ma prawa autorskie do tego elementu musi udzielić na to zgody. Nie ma znaczenia, że jest to tylko „część” finalnego produktu jakim jest gra komputerowa. Wkroczeniem w cudze prawa autorskie jest również przejmowanie poszczególnych, nawet niewielkich elementów – na przykład projektu postaci. Jak już wspomniałem może się zdarzyć, że twórcy gry nie mają praw autorskich do danego elementu i sami wykorzystują go na podstawie licencji.
W takim razie, jakie ma znaczenie wkład youtubera w stworzenie filmiku, przecież popularność let’s play wynika nie tyle z atrakcyjności samej gry, ale sposobu jej przechodzenia przez autora filmu, jego komentarzy, montażu albo dobranej muzyki. Wkład youtubera może być na tyle oryginalny, że film będzie utworem pochodnym wobec gry (opracowaniem gry). Na rzecz youtubera powstają więc prawa autorskie do tego filmu i osoby trzecie – w tym twórca samej gry – nie może z niego korzystać bez jego zgody. Jest jednak mały haczyk, korzystanie z opracowania wymaga zgody autora utworu pierwotnego, a więc w tym przypadku odpowiednio twórcy, producenta lub wydawcy gry. W konkretnym przypadku można dokonać odmiennej oceny i uznać, że banalność danego let’s play wyklucza powstanie praw autorskich po stronie youtubera. Tym bardziej będzie on potrzebował zgody uprawnionego z tytułu praw autorskich do gry na rozpowszechnianie filmu na platformie YouTube.
Let’s play to dozwolony użytek gry komputerowej?
Czy można „ominąć” konieczność pytania twórcy gry o zgodę, powołując się na dozwolony użytek – na przykład na prawo cytatu? Można próbować, ale moim zdaniem w przypadku tego rodzaju filmów cele cytatu nie są spełnione. Cytat powinien być ilościowo i jakościowo podrzędny wobec całości, w której się znajduje, pomagać w wyjaśnianiu pewnych zjawisk albo poddawać je analizie. Tymczasem w przypadku filmów let’s play warstwa przejęta z gry ma pierwszo- lub przynajmniej równorzędną rolę z pozostałymi elementami (komentarz, montaż etc.) i nie pełni żadnej szczególnej roli, poza czysto rozrywkową. Ponadto, szczególnie w tych najbardziej problematycznych sytuacjach, gdy obejrzenie filmu z gry może w pewien (ułomny?) sposób zastępować jej samodzielne ogranie, to rozpowszechnianie filmu z gry będzie godziło w normalne korzystanie z tej gry lub naruszało słuszne interesy twórcy – a to wyklucza powołanie się na dozwolony użytek.
Prawo autorskie batem na YouTube?
Oczywiście prawo autorskie nie musi służyć do wyrugowania z YouTube wszystkich filmów z gier i wypędzenia ich autorów do lasu, gdzie pośród mchów i paproci będą kryć się przed pozwami o naruszenie praw autorskich. Prawo autorskie może być natomiast pomocne w prowadzeniu przemyślanej strategii marketingowej i wybierania do promocji gry tych youtuberów, do których umiejętności producent gry ma zaufanie. Podobną drogę wybrało Nintendo, które w ramach projektu „Creator’s Program” inkasuje część wpływów osiąganych przez youtuberów z wyświetleń filmów z gier Nintendo.
P.S.
Niewiele brakowało, a nie byłoby w ogóle żadnych let’s play’ów, ponieważ Sony Computer Entertainment of America’s zgłosiło frazę „Let’s Play” do amerykańskiego Urzędu Patentowego jako znak towarowy. Ze względu na reakcję urzędu operacja ta zakończyła się fiaskiem, ale może to tylko taktyczne przegrupowanie i niedługo Sony zaskoczy nas kolejną ciekawą inicjatywą…
***
grafika autorstwa sudowoodo pochodzi z banku zdjęć Fotolia