Prof. dr hab. Ryszard Markiewicz: Wariacje na temat „Mony Lisy”

Opublikowano

„Najsłynniejszy (chyba) obraz na świecie: „Mona Lisa” Leonarda da Vinci, ciągle przerabiany i „przywłaszczany”, świetnie nadaje się do zilustrowania kilku ważnych kontrowersji w prawie autorskim: wokół pojęcia utworu i dozwolonego użytku oraz granic ochrony dóbr osobistych” – prof. dr hab. Ryszard Markiewicz.

Dzięki uprzejmości Pana Prof. dr hab. Ryszarda Markiewicza, kierownika Katedry Prawa Własności Intelektualnej WPiA Uniwersytetu Jagiellońskiego.

„Nietwórcza” modyfikacja dzieła (brak nowego utworu)

Jednym z trudniejszych problemów jest stwierdzenie, w których przypadkach mamy do czynienia z utworem w rozumieniu prawa autorskiego. Wobec „klasycznej” Mony Lisy (obrazu autorstwa Leonardo da Vinci powstałego na początku XVI w. – przyp.red.) ocena jest już – nawet tylko intuicyjnie – oczywista. Ale już w przypadku jej słynnych modyfikacji pojawiają się pytania, czy wprowadzone zmiany uzasadniają stwierdzenie, że mamy do czynienia z nowym przedmiotem ochrony autorskiej (dziełem zależnym).

Spójrzmy na słynne dzieło Marcela Duchampa:

Na taniej reprodukcji tego obrazu na pocztówce dorysowano ołówkiem hiszpańską bródkę i wąsy: tytuł wymawiany po francusku jest skrótem wulgarnego zdania „Elle a chaud au cul”. Czy te dodane elementy w połączeniu z nim (żart z klasycznego obrazu) spełniają prawno-autorską „cechę indywidualnej twórczości”? Wydawałoby się, że nie. Nasuwa się jednak pytanie: jak sąd zachowałby się w przypadku ewentualnego sporu sądowego o naruszenie praw autorskich do dzieła Duchampa. Obawiam się, że ranga autora, sława i kulturowa rola Mony Lisy, a także współczesne tendencje w sztuce (appropriation art) mogłyby wpłynąć na zastosowanie innych kryteriów kwalifikacji w tym przypadku i podobnie jak w przypadku słynnego orzeczenia niemieckiego dotyczącego autorsko-prawnej ochrony „opakowania” Reichstagu, prowadzące do stwierdzenia istnienia dzieła. Moim zdaniem jednak, przy nawet liberalnie ocenianej cesze osobistej twórczości, należałoby w tym przypadku odmówić ochrony ze względu na brak nowego dzieła.

Inną interpretację należałoby przyjąć względem słynnego autoportretu Salvadora Dali:

– tu bowiem dolna część obrazu (zwłaszcza ręce), pomysł kolażu i „gra” tego dzieła z obrazami Duchampa i da Vinci, uzasadnia przyjęcie istnienia utworu. Granice ocen są tu jednak bardzo płynne. Zauważmy, że paradoksalnie w istocie najłatwiej byłoby stwierdzić istnienie utworu w przypadku rozpowszechnianego anonimowo obrazu „Joint of Mona Lisa”, który zapewne uznany zostałby za kicz, w przeciwstawieniu do obrazów da Duchampa i Dali stanowiących ważne ikony kultury XX wieku.

Nasuwają się tu pewne ogólne uwagi. Po pierwsze, mimo braku ku temu podstaw prawnych, przy rozważaniu czy istnieje utwór faktycznie (choć – bez podstaw prawnych) bierze się pod uwagę pozycję artystyczną jego autora i znaczenie kulturowe danego dzieła. Po drugie, można stwierdzić brak harmonizacji i wyraźnych relacji pomiędzy zakresem pojęć dzieło sztuki i utwór chroniony prawem autorskim. Niekiedy rozbieżności kryteriów prowadzą do kwestionowania statusu utworu i braku ochrony autorsko-prawnej słynnych kulturowo obiektów sztuki, a z drugiej strony do ochrony jako utworów dzieł bez żadnej wartości artystycznej. (…)

Fotografia obrazu a utwór

W zasadzie fotografia (zdjęcie) przedmiotu dwumiarowego (obrazu) nie jest przedmiotem prawa autorskiego, gdyż nie można dopatrzyć się tu twórczości w rozumieniu prawa autorskiego. Celem dobrej fotografii obrazu jest uzyskanie maksymalnej wierności z oryginałem; stąd też nie ma tu miejsca na nadanie dziełu piętna osobistej twórczości i stwierdzenie cechy indywidualności pochodzącej od fotografującego. W istocie w tego rodzaju fotografii chodzi o dobre rzemiosło. Toteż niezależnie od zamieszczanych zastrzeżeń, fotografie Mony Lisy ze zbiorów Luwru nie podlegają ochronie prawami autorskimi, a zatem w zasadzie każdy może je swobodnie wykorzystywać, także we własnej działalności komercyjnej. Dotyczy to również fotografii przenoszonej przy pomocy sitodruku na płótno, techniki często stosowanej przez Andy Warhola. W świetle tych ustaleń jego „fioletowy” portret Mony Lisy z 1979 r. także nie jest utworem – gdyż trudno dopatrywać się twórczości w zastąpieniu kolorystyki oryginału – fioletem.

W przypadku jednak bardziej złożonego wykorzystania fotografii, np. obrazu Mony Lisy Andy Warhola ocena ta jest już odmienna. Trudno byłoby np. kwestionować status utworu Serigraph (1963) i Mona Lisa Four Times (1978) m.in ze względu na zastosowaną kolorystykę i układ zdjęć:

Wobec chyba najsłynniejszej Mony Lisy Andy Warhola, tzw. podwójnego portretu, powstają wątpliwości. Z jednej strony, trudno tu dopatrywać się w twórczości w samym kadrowaniu czy zestawianiu dwóch fotografii. Z drugiej zaś strony, za utworem przemawia ingerencja twórcy w negatyw w zakresie cieniowania i ekspozycji jego niedoskonałości. Zauważmy, że paradoksalnie łatwiej byłoby bronić takiej oceny w stosunku do stworzonej przy użyciu masła i dżemu – podwójnej „Mony Lisy” Vika Muniza, oczywiście inspirowanej wcześniejszym dziełem Andy Warhola. Widać tu szczególnie wyraźnie modyfikacje dzieła wyjściowego. Uznanie twórczego charakteru tego dzieła przesądza, że ma ono status utworu zależnego względem utworu Warhola, a oba – także oczywiście względem wyjściowej Mony Lisy.

Rozstrzygnięcie, że „podwójny portret” jest utworem – dodajmy – ma duże praktyczne znaczenie ze względu na szerokie komercyjne wykorzystywanie tego zdjęcia. Dobrymi przykładami jest tu porcelana Rosenthala, czy też „Andy Warhol POP COLLECTION MONA LISA Watch”.

Dzieła zależne i dopuszczalność eksploatacji cudzego utworu we własnym dziele

„Mona Lisa” Leonarda da Vinci znajduje się oczywiście w domenie publicznej, ale gdyby dalej była objęta autorskimi prawami majątkowymi, to przywłaszczenie jej w pokazanych wcześniej utworach Andy Warhola i Salvadora Dali nie miałoby podstaw w dozwolonym użytku z art. 29 pr. aut., a w konsekwencji należałoby je uznać za bezprawne. Także dzieło Thomasa Pavitte „Mona Lisa 6,239”8 (zdjęcie poniżej) należałoby traktować jako utwór zależny. Stworzył on tu bowiem swoistą replikę lub schemat dzieła Leonarda poprzez „wytyczenie” 6239 punktów z tego obrazu, a następnie ich połączenie. Stwierdzenie zależności dzieła ma swe uzasadnienie w powtórzeniu wszystkich elementów kompozycyjnych z dzieła wyjściowego.

Ocena wkroczenia w prawa autorskie dotyczy także (a właściwie: tym bardziej) tych form eksploatacji tego utworu, którym nie można przypisać cechy twórczości, np. dzieła Duchampa. Zauważmy, że gdyby to ostatnie zostało uznane za utwór (co nie byłoby trafną oceną – moim zdaniem), to z kolei poniższa reklama długopisów BIC (z podpisem „Każdy
może być artystą”) naruszałaby prawa wyłączne do niego.

Sadzę, że także wykorzystanie obscenicznego muralu Banksy´ego z Moną Lisą w plakacie „Sztuka to nie towar. stop Acta” (zdjęcie poniżej) przekracza ramy dozwolonego użytku – gdyż sama stosowność wykorzystania cudzego dzieła dla głoszenia określonej postawy nie jest dostatecznym uzasadnieniem dla legalizacji takiego działania na gruncie art. 29 ust. 1 pr. aut.

Czy natomiast mural „jako taki” naruszałby prawa majątkowe do oryginalnej Mony Lisy (znowu przyjmując kontrfaktyczne założenie, że prawo autorskie nie wygasło)? Przejęto do niego – i to w sposób schematyczny – tylko twarz z tego dzieła. Można bronić poglądu, że w schematycznie „przejętej twarzy” Leonarda da Vinci nie przejawia się jego indywidualna twórczość. Wobec przeciwnej interpretacji, uzasadnieniem dla cytatu (plastycznego) byłoby łącznie ujmowane kulturowe znaczenie tego obrazu i wykorzystanie jego fragmentu dla wyrażenia sprzeciwu względem powszechnie uznawanych tych wartości estetycznych. Inaczej ujmując: biorąc pod uwagę kulturowe znaczenie Mony Lisy, w muralu przejawia się społecznie zaakceptowana postać przejęcia cudzego dzieła w twórczości plastycznej w rozumieniu art. 29 pr. aut.

Autorskie dobra osobiste po śmierci twórcy

Wobec ustania autorskich praw majątkowych względem „Mony Lisy”, nie budzi wątpliwości możliwość obecnego korzystania z tego dzieła bez ograniczeń, w tym także z dowolnym „przekroczeniem” dozwolonego użytku. Ograniczenie pełnej swobody w tym zakresie wynika z konieczności respektowania autorskich praw osobistych. Tu jednak powstają dwie dodatkowe okoliczności zasadniczo zakłócające standardowe oceny w tym zakresie. Po pierwsze, chodzi tu o ochronę dóbr osobistych twórcy dawno zmarłego. Po drugie, ocena dotyczy dzieła wyjątkowo znanego, stanowiącego ikonę, symbol kultury, malarstwa, kobiety itd. Obie te okoliczności mają istotne znaczenie dla dalszych wywodów.

Z treści art. 78 ust. 2 pr. aut. wyraźnie wynika, że po śmierci twórcy jego dobra osobiste trwają nadal, osoby wskazane w tym przepisie są jedynie uprawnione do występowania o ich ochronę. Prawidłowa interpretacja tego przepisu w istocie przypomina kwadraturę koła. Jak bowiem wyjaśnić trwanie dóbr osobistych, których podmiot już zmarł. Wydaje się, że chodzi tu o jednak o dobra osobiste twórcy oparte na fikcji prawnej, że żyje on nadal.

Prawo do autorstwa

W przypadku „Mony Lisy” wyraźnie widać, że pominięcie wskazania autorstwa nie zawsze powinno być kwalifikowane jako naruszenie prawa do autorstwa. W analizowanych przypadkach nie można takich działań uznać za dokonywane z „ujmą dla autorskich dóbr osobistych” (wymogu z art. 16 pr. aut.), z tego względu, że każdy zakładany przez rozpowszechniającego odbiorca tego dzieła ma świadomość autorstwa dzieła wyjściowego. Ocena ta dotyczy także eksploatowanych dzieł Andy Warhola, Salvadora Dali i Marcela Duchampa. Okoliczność, że mogą istnieć odbiorcy, którzy nie potrafią prawidłowo zidentyfikować autorstwa, tej generalnej oceny nie zmienia.

W przypadku, gdy modyfikacja klasycznej Mony Lisy nie spełnia cech utworu, ochrona jego twórcy może być realizowana tylko w ramach dóbr osobistych prawa cywilnego – poza prawem autorskim. Inne trudności powstają przy przejęciu tylko cudzego stylu ze względu na możliwość wprowadzenia odbiorców w błąd co do autorstwa dzieła. W przypadku poniższego anonimowo rozpowszechnianego dzieła, gdyby było sprzedawane bez dodatkowej informacji, że jest to plakat w stylu Warhola, można by błędnie zakładać, że jest to jego dzieło inspirowane Moną Lisą. Taka recepcja mogłaby zostać uznana za naruszającą jego dobra osobiste, bo przedmiotem przejęcia jest jedynie styl (pomysł). Mogłaby ona natomiast zostać uznana za naruszającą jego powszechne dobra osobiste. Wobec jednak wygaśnięcia tych dóbr ze względu na śmierć autora – nie można by przyjąć bezprawności tego działania.

Naruszenie prawa do integralności i prawa do rzetelnego wykorzystania utworu

W wielu przypadkach eksploatacji obrazu „Mona Lisa” niewątpliwie dochodzi do naruszenia integralności tego utworu. Dotyczy to przede wszystkim sytuacji, gdy dzieło wtórne nie spełnia cech utworu – czyli zmiany lub dodatki do obrazu wyjściowego nie spełniły cechy indywidualnej twórczości; stąd też nie można stwierdzić istnienia działa zależnego (por. np. dzieło Duchampa czy poniższą reklamę szamponu).

Wydaje się jednak, że w przypadku tak znanego utworu jak „Mona Lisa”, jego modyfikacje „jako takie” nie naruszają „domniemanej” więzi twórcy z utworem z tego względu, że wirtualny odbiorca ma zawsze świadomość kształtu dzieła wyjściowego. Wątpliwości mogą budzić co najwyżej tego rodzaju eksploatacje, które „deformują ten obraz w stopniu przekraczającym dopuszczalne normy estetyczne”. Ale i wówczas należałoby jednak bronić stanowiska, że nie doszło do naruszenia autorskich dóbr osobistych.

Do naruszenia integralności wykorzystanego utworu może także dojść w dziełach zależnych lub innych niesamoistnych, np. autorstwa Salvadora Dali czy Andy Warhola. Wbrew bowiem częstym wyobrażeniom, ochrona prawa do integralności utworu kształtuje się podobnie wobec dzieł zależnych i dzieł oryginalnych eksploatowanych ze zmianami. Uwidacznia się to w dziełach zależnych stworzonych i rozpowszechnionych bezprawnie. Wówczas ocena, że obok naruszenia autorskich praw majątkowych równocześnie dochodzi do naruszenia integralności, nie budzi wątpliwości.

Trzy względy powodują, że rzadkie są procesy o naruszenie prawa do integralności w dziele zależnym:

  • W przypadku dzieł zależnych (szersze) granice ingerencji w utwór określa (licencyjny) zakres zezwolenia na korzystanie i rozporządzanie z opracowania oraz ewentualnie nadto wyraźne wskazania w umowie na wolność dalszych zmian nie wynikających z charakteru opracowania lub powszechnych zwyczajów. Wówczas legalność eksploatacji opracowania, pomimo naruszenia integralności dzieła, ma swą podstawę w zezwoleniu (zgodzie) twórcy na wkroczenie w jego autorskie dobra osobiste. Dopiero przekroczenie umownych „uprawnień” twórcy opracowania w sferze naruszania integralności – daje podstawę do stwierdzenia naruszenia prawa do integralności dzieła macierzystego.
  • Z powództwami o ochronę prawa do integralności z reguły nie występują uprawnione podmioty po upływie czasu trwania autorskich praw majątkowych, i to niezależnie od tego czy chodzi o eksploatację w dziele zależnym, czy też samego oryginalnego dzieła.
  • W sytuacji gdy rozpowszechnienie dzieła zależnego narusza zarówno autorskie prawa majątkowe, jak i autorskie prawa osobiste, uprawnieni z reguły ograniczają się do powództwa o ochronę autorskich praw majątkowych ze względu na mocniejszą ochronę w tej sferze.

Odrębnie należy rozpatrzyć eksploatowanie utworu w reklamie. Dopuszczalność tego rodzaju działań należy lokalizować w ramach prawa do rzetelnego wykorzystania utworu (art. 16 pkt 3 pr. aut.). Chodzi przy tym o dwie kwestie. Po pierwsze, czy samo „jako takie” wykorzystanie cudzego utworu dla reklamy narusza dobra osobiste twórcy. Wydaje się, że za jego życia należałoby tu udzielić odpowiedzi twierdzącej – podobnie bowiem jak w przypadku ochrony prawa do wizerunku, chodzi tu o uniknięcie błędnej oceny odbiorcy reklamy o domniemanej akceptacji autora dla tego rodzaju wykorzystania dzieła (ale problem moim zdaniem nie powstaje w przypadku reklamy tylko inspirowane cudzym utworem).

Po drugie, należy rozpatrywać nieodpowiednie korzystanie z utworu dla reklamy towarów w stosunku do charakteru dzieła (jak w przypadku wskazanych obok reklam). Ale w przypadku Mony Lisy i wówczas chyba należałoby jednak bronić oceny, że nie doszło do naruszenia autorskich dóbr osobistych. Ma to uzasadnienie w łącznie ujmowanym: odstępie od śmierci twórcy oraz w powszechnej znajomości tego dzieła. Gdyby obie te przesłanki nie zachodziły, tego rodzaju eksploatację należałoby traktować za naruszającą autorskie prawa osobiste.

Od czego zależy ochrona autorska

W świetle powyższych rozważań wyraźnie uwidacznia się niepewność i nieprecyzyjność interpretacji co do podstawowych problemów prawa autorskiego, takich jak stwierdzanie istnienia utworu i lokalizowanie w nim wkładu twórczego, zakres ochrony autorskich dóbr osobistych (możliwość różnicowania jej intensywności w zależności od upływu czasu od śmierci, charakteru i znaczenia kulturowego dzieła), a także granice dozwolonego użytku.

Powstaje pytanie czy zamieszczenie ilustracji w tym tekście zostało dokonane w ramach dozwolonego użytku? Przynajmniej w odniesieniu do ostatniej wątpliwości należy przyjąć odpowiedź twierdzącą.

Uwagi te wskazują także na zależność ochrony autorskiej od pozycji twórcy oraz upływu czasu od jego śmierci oraz od znaczenia społecznego jego twórczości. Okoliczności te powodują, że w odniesieniu do słynnych dzieł, po wygaśnięciu autorskich praw majątkowych, w zasadzie możliwa jest ich dowolna eksploatacja, jeżeli tylko nie wprowadza odbiorcy w błąd, co do kształtu dzieła wyjściowego.

***

Autor tekstu: prof. dr hab. Ryszard Markiewicz – Kierownik Katedry Prawa Własności Intelektualnej WPiA Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członek Zakładu Prawa Autorskiego. Specjalista z zakresu prawa autorskiego, informacyjnego, własności przemysłowej. Członek International Association for the Advancement of Teaching and Research in Intellectual Property, członek Rady Naukowej Instytutu Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa, członek Komisji Prawniczej Polskiej Akademii Umiejętności, arbiter Sądu Polubownego ds. Domen Internetowych, członek Komitetu Redakcyjnego „Kwartalnika Prawa Prywatnego” oraz Przewodniczący Komisji Prawa Autorskiego. Radca prawny.

„Zabawy z prawem autorskim” prof. dr hab. Ryszard Markiewicz

Prof. Ryszard Markiewicz, zdecydował się wyjść poza utarte schematy i napisać bogato ilustrowaną książkę o prawie autorskim. Cieszymy się tym bardziej, że naszym zdaniem mówienie o prawie autorskim na przykładzie konkretnych przykładów to najlepszy sposób na wytłumaczenie wielu instytucji typowych dla tej dziedziny prawa.

Jak wyjaśnia prof. Ryszard Markiewicz – podstawowy pomysł najnowszej publikacji zatytułowanej „Zabawy z prawem autorskim” polegał na wykorzystaniu ilustracji do analizy ochrony autorskoprawnej.

„Nie chodzi tu o ubarwienie wywodu, ale o pokazanie na konkretnych przykładach dylematów, trudności i ciągłej niepewności w stosowaniu prawa autorskiego. Zamieszczone w książce rysunki, obrazy, zdjęcia albo bezpośrednio stanowiły przedmiot sporów sądowych, dyskusji prasowych lub „internetowych” w kontekście naruszania praw autorskich, albo są dobrą ilustracją trudności w interpretacjach autorskoprawnych”

Kreatywnie i ciekawie. Szanowny Panie Profesorze – gratulujemy!

Czy wiesz, że Lookreatywni to nie tylko baza wiedzy?

Jesteśmy zaufanym partnerem, który nie tylko doradza i zabezpiecza klienta pod względem prawnym, ale również wspiera go biznesowo.