Notice and takedown – jedna z najważniejszych zasad Internetu
W Stanach Zjednoczonych i w Unii Europejskiej obowiązuje system zasad, które wspierają rozwój Internetu i społeczeństwa informacyjnego[1]. Jedną z takich zasad jest „notice and takedown”, która ogranicza odpowiedzialność podmiotu udostępniającego miejsce na serwerze (hosting) za naruszenie takich praw jak dobra osobiste czy prawa autorskie. Gospodarz informacji (host) nie ponosi odpowiedzialności cywilnej za znajdujące się na jego serwerze informacje, jeżeli trzyma się ustalonych reguł. Jakich?
Procedura notice and takedown
W Europie zasada „notice and takedown” ma swoje źródło w Dyrektywie 2000/31 [2]. Artykuł 14 Dyrektywy zwalnia udostępniającego serwer z odpowiedzialności za znajdujące się na serwerze bezprawne treści pod warunkiem, że, mówiąc w uproszczeniu, pozostaje w szeroko rozumianej dobrej wierze. Nie chroni się usługodawcy, który wie o bezprawności przechowywanych na jego serwerze treści i nic w związku z tym nie robi (taka wiedza musi jednak pochodzić z wiarygodnego źródła). Nie toleruje się także działań utrudniających przywrócenie stanu wolnego od naruszeń. Pamiętajmy jednak, że, w odróżnieniu od polskiej ustawy czy bezpośrednio obowiązującego prawa innych krajów Unii Europejskiej, Dyrektywa 2000/31 nie stanowi bezpośredniego źródła praw i obowiązków – potwierdził to m.in. Trybunał Sprawiedliwości UE w orzeczeniu wydanym we wrześniu ubiegłego roku [3].
Notice and takedown a świadczenie usług drogą elektroniczną
W Polsce powyższa zasada została implementowana w ustawie z dnia 18 lipca 2002 roku o świadczeniu usług drogą elektroniczną – dla ułatwienia, również głównie w artykule 14 tego aktu. Przepis ten doczekał się już niejednej sądowej interpretacji. Przykładowo, w niedawno wydanym wyroku [4] Sąd Najwyższy zbadał sprawę, która wynikła z umieszczenia w Internecie zapisu rozmowy telefonicznej z funkcjonariuszem Policji. Rozmowy obywateli z numerami alarmowymi są nagrywane, ale nie powinny być ujawniane, szczególnie dla zabawy. Jeśli coś takiego nastąpi (na Facebooku, w serwisie YouTube, na blogu itp.), osoba, której dobra osobiste naruszono takim ujawnieniem, może żądać usunięcia bezprawnych treści z Internetu.
Podmiot świadczący usługę hostingu (inaczej service provider) jest, jak zauważył Sąd Najwyższy, tylko pośrednikiem w obiegu danych. Sąd odróżnił takiego gospodarza informacji (udostępniającego serwer) od dostarczyciela informacji (content provider).
Dostarczający informację (także zdjęcie, nagranie audio czy video) ponosi odpowiedzialność cywilnoprawną za bezprawne treści. Nie ponosi jednak tej odpowiedzialności gospodarz informacji (świadczący hosting service provider), jeśli spełni określone w ustawie warunki.
Notice and takedown a zasady hostingu
Sąd Najwyższy wyjaśnił, że zasadę określoną w artykule 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną należy rozumieć następująco:
„odpowiedzialność podmiotu świadczącego hosting jest możliwa w dwóch przypadkach, a mianowicie: gdy posiada on wiedzę o bezprawnym charakterze udostępnionych za jego pośrednictwem danych a także wtedy, gdy mimo otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze udostępnionych danych nie uniemożliwił on dostępu do tych danych”.
We wcześniejszym wyroku Sąd Najwyższy stwierdził także, że: „usługodawca świadczący usługi polegające na umożliwieniu bezpłatnego dostępu do utworzonego przez siebie portalu dyskusyjnego nie ponosi odpowiedzialności za naruszenie dóbr osoby trzeciej, chyba że wiedział, że wpis na portalu narusza te dobra i nie usunął go niezwłocznie” [5].
Podsumowując, od pośredników wymiany informacji w Internecie nikt nie oczekuje, że będą strażnikami pokoju i prawomyślności. Nadany ustawą przywilej neutralnego service provider’a nie oznacza jednak, że może on w każdej sytuacji pozostać obojętny. Pośrednictwo w dostarczaniu treści w Internecie wymaga czynnika ludzkiego, który może np. mieć wiedzę o naruszeniu czyichś praw w sieci lub który zostaje o takim naruszeniu oficjalnie poinformowany. Płynie z tego wniosek, że gospodarz informacji raczej nie powinien być w pełni zautomatyzowany. Chyba, że człowiek ponoszący odpowiedzialność za taki system godzi się na ryzyko błędów, które może popełnić maszyna, wobec niemożliwości przełożenia ludzkiego systemu wartości na język programowania.
Można mieć tylko nadzieję, że ów czynnik ludzki w Polsce wymyśli krótkie polskie odpowiedniki słów takich jak hosting czy service provider. Inaczej jakakolwiek treść na ten temat – nawet wyrok Sądu Najwyższego – nieodmiennie będzie musiała być przesycona niezgrabnymi angielskimi zapożyczeniami.
***
[1] „Społeczeństwo informacyjne – terminem określa się społeczeństwo, w którym towarem staje się informacja traktowana jako szczególne dobro niematerialne, równoważne lub cenniejsze nawet od dóbr materialnych”, źródło: Wikipedia, marzec 2015.
[2] Dyrektywa 2000/31/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 8 czerwca 2000 r.w sprawie niektórych aspektów prawnych usług społeczeństwa informacyjnego, w szczególności handlu elektronicznego w ramach rynku wewnętrznego (dyrektywa o handlu elektronicznym) (2000/31/WE) (Dz.U.UE L z dnia 17 lipca 2000 r.)
[3] Wyrok Trybunału Sprawiedliwości z dnia 11 września 2014 r. C-291/13, http://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/?uri=CELEX:62013CA0291.
[4] Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 14 stycznia 2015 roku, II CSK 747/13, Biul.SN 2015/2/13.
[5] Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 8 lipca 2011 roku, IV CSK 665/10, OSNC 2012, Nr 2, poz. 27.
Fot.: zdjęcie pochodzi z banku zdjęć Fotolia